Antka mogło nie być... Mógł wcale nie pojawić się w moim życiu, ponieważ hiperprolaktynemia i choroba Hashimoto skutecznie bojkotowały taką ewentualność. A kiedy ich działania nie przyniosły efektu i w moim brzuszku zaczęło kiełkować upragnione ziarenko, pojawiły się inne przeszkody... Tak więc Antka mogło nie być także później, gdy w 10 tygodniu trafiłam do szpitala ze zbyt wysokim ciśnieniem i diagnozą: poronienie zagrażające... Mogło Go nie być również dwa tygodnie później, gdy znów znalazłam się na oddziale z krwawieniem z dróg rodnych i taką samą diagnozą... W dłoni ściskałam małego, błękitnego misia, którego kupiłam dzień wcześniej dla mojego Synka, zaraz po tym, gdy wróciłam z USG podczas, którego po raz pierwszy zobaczyłam moje Maleństwo... Pamiętam swój paniczny strach... Pamiętam łzy, które nie chciały przestać płynąć, choć wszyscy mówili, że płacz może tylko zaszkodzić... Nie mogąc się uspokoić, całowałam zdjęcie wydrukowane z ultrasonografu i błagałam Boga, żeby nie odbierał mi tego cudownego Daru...
Do szpitala prawie trafiłam raz jeszcze, kilka miesięcy później. Tym razem zawinił stres, który niemal uniemożliwiał mi oddychanie i powodował przeraźliwy ból w klatce piersiowej. Okres mojej ciąży wypełniony był nerwowymi sytuacjami, strachem i niepewnością... I choć miało być tak pięknie, świat runął mi na głowę... A jednak okazało się, że jestem ogromną szczęściarą i wszystko zakończyło się dobrze.
Antoś urodził się cały i zdrowy....
Od pewnego czasu wciąż myślę o tym, że nie wszyscy mają tyle szczęścia... Dzisiaj po raz kolejny odnalazłam na cmentarzu opuszczony maleńki nagrobek, by zapalić na nim symboliczny znicz. Światełko dla wszystkich, o których nikt nie pamięta, ale też dla Paulinki, która pojawiła się na tym świecie tylko na miesiąc, dla Wiktorii i Jej Siostrzyczki lub Braciszka, którzy nie mieli nawet tyle czasu... Dla Córeczki Kuzynki, która urodziła się w 21 tygodniu ciąży. Jeszcze trzy tygodnie i miałaby szanse na przeżycie. Tylko trzy tygodnie... W tym roku zapalając znicz, myślami byłam także przy dwóch maleńkich istotach, o których istnieniu dowiedziałam się dopiero w zeszłym tygodniu. Dziś miałyby ponad 30 lat. Ale odebrano im możliwość smakowania tego świata... Myślałam i o innych małych Aniołkach, ale też o ich bliskich, o Aniołkowych Mamach... Mój mały rytuał zawsze napawał mnie smutkiem. Dzisiaj jednak totalnie mnie rozwalił... Jestem szczęściarą. Cholernie wielką szczęściarą.
Bo Antek jest.
Jak piszesz o tym to łzy aż same do oczu się pchają. Tyle kobiet stawia karierę ponad rodzinę, dzieci, bo to ciało się zniszczy, bo rozstępy, bo przytyje...jakie to jest puste i infantylne. I jakie przykre. A kobiety takie jak Ty oddały by wszystko za swojego Antka. Tak się ucieszyłam jak się dowiedziałam o Twojej ciąży - wiedziałam że to nie było takie o pstryk i już. I wciąż cieszę się Waszym małym-wielkim szczęściem.
OdpowiedzUsuńDzisiaj byłam na cmentarzu i u nas firma pogrzebowa ufundowała grób dzieci nienarodzonych, poronionych. Taki wspólny grobowiec. gdy podeszłam do niego aż łzy stanęły mi w oczach.
Pamiętam też jak dziś, pogrzeb dziecka mojego kuzyna. Przestało bić serduszko w 8 miesiącu ciąży, wymuszony poród i ta małą, biała trumienka....
Tak - masz rację, jesteś cholerną szczęściarą :) I dobrze, bardzo dobrze.
Mam nadzieję, że mi też kiedyś się uda poznać smak tego szczęścia.
Buziaki :*
Zawsze byłam z tych ryczących, ale dziecko z jednej strony sprawiło, że ryczącam jeszcze bardziej, a z drugiej silniejsza i bardziej wytrwała.
OdpowiedzUsuńPrzeszłaś naprawdę wiele, ale...tak jak piszesz, jesteś wielką Szczęściarą, "bo Antek jest".
Ps. a mówiłam już, że uwielbiam zdjęcia Antka? Mówiłam?:D
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś przeczucie dotyczące mojej przyszłości. WIEM, że się spełni, ale oznacza ogromne zmiany w moim życiu. Nie mogę o nim nikomu powiedzieć, bo każdy, kto by o tym usłyszał, uznałby mnie za wariatkę. Boję się przyszłości, tego, co może mnie spotkać i z czym będę musiała się zmierzyć. Martwię się tym bardziej, że nie miałam żadnego przeczucia odnośnie tego, cy w owej przyszłości będę mieć dzieci. Chcę je mieć, ale boję się, że mogłoby być inaczej. Sama już nie wiem, czy jest sens martwić się o coś, co dopiero może się zdarzyć lub nie, a jednak wciąż o tym myślę.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Twoje Maleństwo urodziło się całe i zdrowe :*
Pozdrawiam
Sol
ślicznusi. Nie mogło być inaczej :* Życzę Wam jak najlepiej. ściskam Magda
OdpowiedzUsuńJest i jesteście dla siebie najważniejsi na świecie i już zawsze tak będzie. Buziaki dla Was.
OdpowiedzUsuńCudownie napisane... Łzy napłynęły mi do oczu. Ja zapaliłam świeczuszkę pod pomnikiem dla "dzieci nienarodzonych" w takich sytuacjach łzy same napływają do oczu
OdpowiedzUsuń