czwartek, 20 czerwca 2013

Krok w dorosłość...

Obiecałam, że będę częściej, więc w przerwie w pracy  zaglądam na momencik i wrzucam kilka niemal dorosłych antosiowych zdjęć :)
O tej dorosłości wspominam nie bez kozery, bo Antka i mnie czeka przyspieszony kurs dojrzewania. W tym tygodniu startujemy z kilkoma próbami wkraczania w dorosłość (nie napiszę, żeby nie zapeszyć), a w poniedziałek zapisałam synka do żłobka... Trudne wyzwania nas czekają... I tak się zastanawiam, kto będzie to wszystko bardziej przeżywał - on, czy ja... Jak myślicie?









niedziela, 16 czerwca 2013

TEST KUBKÓW NIEKAPKÓW TYPU 360

Jakiś czas temu znalazłam w internecie informację o tym, że PHILIPS AVENT poszukuje testerów pierwszego kubka do samodzielnego picia. W prawdzie moje dziecko od pewnego czasu posiadało podobny kubek innej firmy, ale jakoś tak wyszło, że się zgłosiłam... i, co mnie zaskoczyło, znalazłam się
w gronie wybranych osób. Pomyślałam sobie, że skoro już miałam okazję wypróbować ów kubeczek, to fajnie będzie podzielić się z Wami swoimi obserwacjami, a żeby nie było nudno od razu zrecenzuję również kubek konkurencyjnej firmy (jednocześnie odbierając sobie szansę na zwycięstwo, bo dla autorów najciekawszych recenzji PHILIPS AVENT przewidział nagrodę w postaci parowarów)... Zaczynamy...

PHILIPS AVENT contra LOVI 360

Nie pamiętam już reakcji mojego synka na kubek LOVI. Mamy go już naprawdę długo, więc Antek był całkiem mały, gdy go dostał. Szału nie było, ale kubek się przyjął. Nie mogę natomiast zapomnieć reakcji Antosia na kubeczek PHILIPS AVENT. Cieszył się, jak mały wariacik, pokazywal na drzwi mówiąc "PAM, PAM!!!" (czytaj: pan go przyniósł - chodzi oczywiście o kuriera). Przez pierwsze dni z kubkiem się nie rozstawał i był nim szczerze zachwycony. Przysięgam - byłam w szoku, bo to jeden z pierwszych przedmiotów, które synek tak sobie upodobał. Czyżbyśmy trafili na kubek idealny?

WYGLĄD ZEWNĘTRZNY

Muszę przyznać, że kubek PHILIPS AVENT i na mnie zrobił wrażenie. Bardzo starannie wykonany, z fajnych, przyjemnych w dotyku materiałów. Ozdobiony ładnym obrazkiem (na który moje dziecko również zwróciło uwagę i wielokrotnie mi go pokazywało). Na tym tle pękaty, matowy LOVI wypadł dość blado. Jego jedyną "ozdobą" jest ustnik i uchwyt do trzymania w kontrastowym kolorze. Szczerze mówiąc - szału nie ma. Wybór kolorów też ograniczony. I fakt, że w kubkach PHILIPS AVENT obrazek jest identyczny we wszystkich wersjach kolorystycznych, wcale nie zmniejsza dystansu między obiema propozycjami.
Tutaj zdecydowanie wygrywa PHILIPS AVENT.




BUDOWA

I jeden, i drugi kubek ma umożliwić dziecku picie z dowolnego miejsca, podobnie, jak w zwykłych kubkach.  Obie propozycje różnią się jednak budową (czyżby kwestia patentów?).
 LOVI składa się z kubka, uchwytu, pokrywki oraz trzech części składających się na "ustnik". Jego składanie i rozkładanie jest banalnie proste, wręcz intuicyjne. Mimo tego znajdziemy tu sporo zakamarków, do których może być trudno dotrzeć podczas mycia. Nie jest to jednak niemożliwe, zwłaszcza, gdy używa się szczoteczki. W tym kubeczku dziecko ma bezpośredni kontakt z silikonową wkładka (uszczelką?). Picie polega na tym, żeby zassać napój przez tę wkładkę. Jeśli kubkiem nie wstrząsamy i nie rzucamy, po przechyleniu nic nie kapie i się nie wylewa. Podkreślam: JEŚLI NIE WSTRZĄSAMY I NIE RZUCAMY.
Pokrywka, a w zasadzie nakrętka kubka jest masywna, dość głęboka. Plus za to, że nawet jeśli jej nie weźmiemy na spacer, z kubka nic nie wycieknie, nawet jeśli przechyli się w torbie.





PHILIPS AVENT ma nieco inna budowę i zasadę działania. Składa się z kubka, pokrywki i czterech części składających się na ustnik. Uchwyt jest zintegrowany z jedną z tych części, nakręcaną na gwint kubeczka. Składanie kubka nie jest trudne, ale jeśli nie przeczytało się instrukcji, trzeba się odrobinkę pogłowić. Zwłaszcza, że przy pierwszym razie nie można mieć pewności, że czegoś po prostu nie wyrwiemy. Mimo to kubek ten jest znacznie łatwiejszy w utrzymaniu czystości i dotarciu podczas mycia do wszystkich zakamarków. W tym przypadku mechanizm działania jest zupełnie inny, ale o tym napisze w dalszej części. Pokrywka jest malutka i cieniutka, montowana "na wcisk". Doświadczenie pokazuje, że nie warto jej zapominać - inaczej można liczyć na powódź w torbie. Sprawdzone nie jeden raz.



FUNKCJONALNOŚĆ

Obu kubków nie wyparzamy, oba można myć w zmywarce, oba są świetnym wyborem na spacer, nawet, gdy dziecko pije już z "normalnego" kubka. Ale...

Jeśli jesteśmy już przy spacerach... LOVI jest z wyglądu dość pękaty. Niby to nie wada... No chyba, że okazuje się, że owa pękatość sprawia, że kubek nie mieści się do etui utrzymującego temperaturę albo to fantastycznego wynalazku, jakim jest niewątpliwie uchwyt na napoje przy wózku. Tutaj znów górą jest PHILIPS AVENT.






Wspominałam już o mechanizmach picia. W LOVI uszczelka jest na zewnątrz. Dziecko pije poprzez zasysanie. I to się sprawdza. Problem w tym, że wystarczy wstrząs i napój się wylewa. Czasem trudno też odpowiednio zakręcić kubek, przez co jest naprawdę nieszczelny. Można to wprawdzie potrenować, ale i tak nasuwa się pytanie: czy może być coś bardziej irytującego niż latanie z ścierką i wycieranie wszystkiego po "niekapku"? Przekonajmy się...

Kiedy dostaliśmy PHILIPS AVENT byłam zauroczona. Antek potrząsał, stawiał do góry dnem, obkręcał, upuszczał... I co? Nic... Sucho... Ideał?
Wróćmy do mechanizmu... Jak już wspominałam, kubek ma inny mechanizm picia. Tutaj nie zasysamy, ale za pomocą nacisku wargi uruchamiamy "zaworek", który umożliwia wypływ napoju. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że producent nie przewidział, że ów zaworek uruchamia nie tylko dotyk wargi, ale również jakikolwiek nacisk. Antek wpadł na to trzeciego dnia. Niestety zanim go powstrzymałam, cała kanapa została zalana sokiem. Zabawa była przednia. Nie dla mnie oczywiście. Jeszcze mniej do śmiechu mi było, gdy okazało się, że miałam powódź w torbie. Wychodząc z domu, zapomniałam o przykrywce,  kubeczek się przechylił w torbie, "coś" naciskając uruchomiło zaworek i cała zawartość znalazła się poza kubkiem. Wiem, wiem... to przez moją nieuwagę... Tylko, że przy małych dzieciach czasem odruchowo coś chowamy do torby... Mimo wszystko nie odpuściłam. Kubek jest fajny, nie chciałam dać za wygraną, choć sterta zalanych ciuszków rosła (nie wspomnę o meblach, wózku i innych takich). I co się okazało? Po kolejnych kilku dniach, gdy szykowałam Antosiowi picie, powiedział: "Nie, ten nie!", po czym wskazał na stary kubek LOVI i dodał: "TEN!".


Z żalem uznałam, że dalsze testy na razie nie mają sensu. Kubek jest naprawdę ładny, wykonany z dobrej jakości materiałów. W przeciwieństwie do konkurenta, producent pomyślał o umieszczeniu miarki, co też jest dużym plusem. A jednak sposób uruchamiania mechanizmu sprawił, że dzisiaj nie mogę postawić na kubek PHILIPS AVENT. Jestem przekonana, że nie jest to kubek zupełnie "do niczego", ale przy moim dziecku i moich wynikających z pośpiechu nawykach po prostu się nie sprawdził. Myślę sobie, że przydałoby się go trochę dopracować i jeśli producent potraktuje ten test, jako badanie opinii, a nie formę reklamy, to wkrótce na rynku pojawi się super produkt dla dzieciaczków.


Ps. Nie wspomniałam jeszcze o cenie. Na Allegro LOVI 360 można kupić za około 18 zł, PHILIPS AVENT jest nieco droższy, ceny zaczynają się od 23zł. Mimo wszystko LOVI na początku był znacznie droższy, więc podejrzewam, że wkrótce ceny się wyrównają.

Rozpędzony czas....

To naprawdę niesamowite, jak szybko mija czas... Od wielu miesięcy, codziennie zbieram się, by dodać kolejną notkę... I zawsze coś... Zdarza mi się czytać Wasze blogi, czasem dodam komentarz, czasem po prostu zostaję z refleksją, że tyle się u Was zmieniło. I znów obiecuję sobie, że napiszę... A potem okazuje się, że minęły kolejne dni, tygodnie, miesiące...

Problem z powrotem po tak długim czasie polega na tym, że nigdy nie wiem, czy powinnam przepraszać i tłumaczyć dlaczego mnie nie było, czy raczej zacząć, jak gdyby nigdy nic... To znów powstrzymuje przed napisaniem kilku słów i kółko się zamyka...

Postanowiłam znów pisać... Nie jestem pewna, czy ktoś tu jeszcze zagląda, ale mam nadzieję, że zajrzy...
U nas wydarzyło się bardzo wiele, ale nie jest to miejsce, w którym chciałabym o tym wszystkim pisać. Poza tym lepiej skupiać się na pozytywach... Więc w skrócie: ANTOŚ ROŚNIE JAK SZALONY I JEST NAJWSPANIALSZYM CHŁOPCEM NA ŚWIECIE (przynajmniej jeśli chodzi o mój świat), ja wciąż pracuję w wydawnictwie i wciąż jeszcze nie skończyłam remontu... No i wiadomość z ostatniej chwili - jutro idziemy zapisać Antosia do żłobka... Więc trzymajcie kciuki :)


PS. Jako, że macierzyństwo wiąże się z próbowaniem wszelkiego rodzaju produktów dla dzieci, postanowiłam dodać kilka recenzji takowych (troszkę o zabawkach, wózkach, kosmetykach i wszelakich akcesoriach). ostatnio dostałam do testowania kubek niekapek Avent i najprawdopodobniej już dziś skrobnę o nim kilka słów... Jak powracać to z rozmachem, a co mi tam ;)

piątek, 31 sierpnia 2012

NieDoWiary!!!



Aż ciężko mi uwierzyć, że minęło tyle czasu od mojego ostatniego wpisu... Nie, nie zapomniałam o moim blogu, a przede wszystkim o wszystkich, którzy czytają moje posty... Po prostu zabrakło mi czasu... Najpierw usiłowałam przeorganizować nasze życie rodzinne po moim powrocie do pracy. Ale nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie skomplikowała, więc, gdy już nasz codzienny rytm został wypracowany...uparłam się na zakup mieszkania. Od tego czasu biegamy, załatwiamy, remontujemy, użeramy się, a końca nie widać... Ale przecież każdy remont ma swój kres (ma, prawda?), albo choć mały przestój, podczas którego można w końcu usiąść i naskrobać kilka słów.

Więc siadam i piszę, że u nas wszystko w porządku. Że wciąż pracuję i z radością tworzę kolejne książeczki dla dzieci. Że Antolek jest już poważnym ponad rocznym mężczyzną z 7 zębami i 3 kolejnymi w drodze. Że chodzi, biega, śmieje się i gada, jak najęty. Że pochłania mega ilości każdego jedzenia, do którego uda mu się dorwać i jest z tego powodu przeszczęśliwy. Że jestem w nim obłąkańczo zakochana i nie mogę wyjść ze zdumienia, że jakimś niesamowitym zbiegiem okoliczności zasłużyłam sobie na tak cudownego synka. Że tęsknię za Wami i mam nadzieję, że wkrótce znów będę regularnie u siebie i u Was...

Ściskam mocno

Ania

sobota, 10 marca 2012

Raz, dwa, trzy....


Ciężko w to uwierzyć, ale od ostatniego wpisu minęły już trzy tygodnie... Trzy tygodnie, podczas których w naszym życiu nastąpiła prawdziwa rewolucja...

W pracy nie jest tak źle, jak się spodziewałam. Pomijając dzień pierwszy, nie miałam już kontaktu z szefem, więc 99% stresu opadło.

Po tygodniu Antoś przestał być na mnie obrażony i codziennie wita mnie Jego przecudowny uśmiech. W ogóle Antek w ostatnim czasie jest przeuroczy i prze-prze-słodki. Budzi się rano z okrzykiem "GIIIIIIIIIIIIEEEEEEE" na swoich maleńkich usteczkach i rozbraja nas serią karmelkowych uśmiechów :) To samo na ogół funduje nam wieczorami. Od dłuższego czasu sam siedzi i powoli zbiera się do raczkowania... I nie ma mowy, żeby po minucie znaleźć go w miejscu, w którym się go posadziło, co to, to nie :)

W ciągu ostatnich trzech (a w zasadzie trzech i pół) tygodni zaliczyliśmy opóźnione szczepienia (sztuk cztery), pierwsze zauroczenie Antoniego maleńką Zosią, wizytę w figloraju oraz.....tamtaradej, tamtaradej: zęby, sztuk trzy...

Rozwija się moje dzieciątko, z dnia na dzień umie i rozumie coraz więcej... Z dnia na dzień jest coraz słodszy i bardziej kochany... I szkoda tylko, że tak mało mamy dla siebie czasu, bo po powrocie do domu, spędzam jeszcze 1,5-2 godziny, żeby odciągnąć choć trochę pokarmu na następny dzień... Staram się, żeby mój powrót do pracy nie był równoznaczny z utratą laktacji, ale nie jest łatwo. A w pracy odpowiednich warunków do odciągania brak...

Przy okazji mam jeszcze pytanie. Jesteśmy na etapie rozszerzania diety, co idzie nam dość opornie, bo w międzyczasie wystąpiła u małego alergia. Ale ja nie o tym. Wszędzie dostępne są schematy żywienia albo dla dzieci karmionych wyłącznie piersią, albo wyłącznie mlekiem modyfikowanym. A co w przypadku, gdy dziecko było/jest karmione w sposób mieszany? Czy któraś z Was miała taki problem? Jeśli tak, napiszcie, jak sobie z nim poradziłyście. Będę bardzo wdzięczna :)

poniedziałek, 20 lutego 2012

Powrót do pracy...



Po powrocie do pracy można spodziewać się różnych rzeczy. Może być mniej lub bardziej miło. Albo może być totalnie do dupy. Można np. usłyszeć, że tyle kobiet wracało do pracy po macierzyńskim i jakoś sobie radziły z karmieniem, a mi się zachciewa godzinnej przerwy. Że wszystkie wracały na cały etat, a mi się zachciewa skrócenia czasu pracy. Można usłyszeć, że albo wycofam oba wnioski, albo zostanę przeniesiona na JAKIEŚ INNE stanowisko, ale w zasadzie nie wiadomo jakie... Nie to, że moja praca wymaga mojej obecności w biurze. Nie to, że jest jej aż tyle. Tak naprawdę w lutym mam pracy raptem na jeden dzień... 
Przyszłam dziś do pracy, spodziewając się trudnej rozmowy. Tego wszystkiego jednak nie przewidziałam... Podobnie, jak tego, że cały dzień będę siedzieć bezczynnie, bo szef zdecydował, że nie przygotuje mi stanowiska pracy, dopóki nie wycofam wniosków. Ba! Potem stwierdził, że mam siedzieć w sekretariacie, bo na razie nie jestem pracownikiem mojego działu. Więc siedziałam... Wściekła... Upokorzona... I smutna... Bo znów ktoś mi coś odebrał. I to tylko po to, bym poczuła, kto tu rządzi...
Udało się. Poczułam.

A na końcu, mój syn obraził się, że zostawiłam Go na tak długo...
Cóż powodów do płaczu nigdy dość...